Jakby ktoś z zewnątrz (jakiś przechodzień) zauważył takiego rzymskiego jeża zalanego gipsem, to by się zastanawiał jakim cudem coś takiego powstało w naturze.
Jak dla mnie pomysł jak najbardziej kreatywny, zawsze można zużytkować trochę nadmiarowego materiału pozostałego po robotach, mieć przy okazji fajną konstrukcję.
Zobaczymy czy pasja pirotechniki przejdzie pokoleniowo, czy może jest to pojedynczy przypadek, bo u mnie w rodzinie jestem jedyny zakotwiczony w piro. Ktoś tam miał chwilową zajawkę na karbid, ktoś inny z kolegą zrobił sobie wakacje z pirotechniką, ale to były cykle przejściowe. U mnie piro w głowie zadomowiło się na stałe. Na szczęście, przed sylwestrem dużo znajomych uaktywnia się w temacie i można coś wspólnie postrzelać.