Zwykle jest inaczej, ale w ostatniego sylwestra było tak: -po 12.00 wychodzę na miasto z bratem i kumplami i rzucamy achtungami i żukami -potem siedzę przed kompem, oglądam telewizję itp. - o 22.00 jestem już na imprezie, wiadomo presja otoczenia...pierwsze 3 kielichy w 10 minut, a ja jestem dość leciutki... Potem kolejne, także o 24.00 jak zaczęli petardami rzucać to obudziłem się na sali (zresztą jeszcze kilku łebków podzieliło mój los) i coś tam zacząłem jęczeć...ściszcie muzę... Także z sylwka i nowego roku nie miałem nic, prócz bólu głowy i mdłości. Teraz już wiem co to znaczy i jak jestem na imprezie to piję, ale wolno, kielich na godzinę max. no i tańczę, to wódka ze mnie paruje Ogólnie bardzo rzadko mi się zdarza, musi być jakaś okazja typu 18nastka, 20lecie ślubu rodziców, wesele, coś takiego. Dodam jeszcze, że mój stuff za 400 zł odpalali lekko zawiani koledzy i trzeźwe koleżanki, to im dobry prezent zrobiłem... Pewnie specjalnie we mnie wódkę poili, huh.